Latest Entries »

ok 1,5 roku temu moja babcia dyktatorka odwiedziła mnie bladym świtem bez zapowiedzi. Wyciągniętą z łóżka wyzywała dobre 40 min na zmianę grożąc odebraniem mieszkania, wydziedziczeniem i mękami piekielnymi, jeśli nie wyrzeknę się ojca i nie będę zeznawać przeciwko niemu. Pomimo moich próśb by dała mi spokój i sugestii, że sprawy między mną a moimi rodzicami to jedno, nie mieszajmy jej do naszej relacji, kontynuowała awanturę w niezwykle bolesny dla mnie sposób. Po raz pierwszy w życiu bałam się, że moje serce nie wytrzyma targających nim emocji (a jest osłabione chorobami z dzieciństwa i odziedziczone skłonności predestynują mnie do zejścia na zawał w młodym wieku). Błaganie, by przestała, bo to się może dla mnie źle skończyć, babka skwitowała drwiną. W akcie desperacji zadzwoniłam do mamy, prosząc by uspokoiła własną matkę (pewnie sama ją do mnie przysłała), usłyszałam, że mam to na co zasłużyłam. Wtedy zrozumiałam, że nie tylko zupełnie nie interesuje ich to co ja czuję (o tym zdążyłam się już przekonać nie raz) –  ja tam mogę zejść, a one jeszcze po mnie poskaczą, pełne oburzenia, że jak mogę robić IM problem. Wtedy coś we mnie pękło, dotarło do mnie wreszcie, że jeśli ja siebie nie ochronię, to one mnie zniszczą.

View full article »

Wszystkie nierozwiązane sprawy z przeszłości trzymają człowieka tam gdzie był, niczym liny obwiązane wokół rąk i nóg. Choćbyśmy nie wiem ile wysiłku włożyli, nie pójdziemy do przodu. Spętani przeszłością… nasze ruchy przypominają z boku raczej obłąkańczy taniec . Ludzie patrzą na nas jak na wariatów, w najlepszym razie niegroźnych szaleńców zajmujących się walką z wyimagowanym wrogiem lub szukaniem pokrętnych usprawiedliwień zamiast wsiąść się w garść i normalnie żyć. Nikt poza Tobą nie zna prawdziwych powodów twojego postępowania. Najgorzej jeśli sama o nich zapomnisz , zaakceptujesz ograniczenia jako część samego siebie i zamiast je zerwać, zaczniesz budować na nich pajęczynę kompleksów i zahamowań i niskiego poczucia własnej wartości otaczając się wkrótce kokonem uniemożliwiającym jakąkolwiek zmianę w Twoim życiu, skazującym Cię na wieczne bycie tu gdzie jesteś wśród rosnącej goryczy i żalu do świata.

Są czasem rzeczy o których nie chcemy pamiętać. Czasem pamiętać o wszystkim nie wolno. Każdy człowiek ma gdzieś granice swojej wytrzymałości. Jest dawka cierpienia i strachu jaka zniesie i taka jaka go zniszczy. Umysł ludzki jest bardzo mądry, dopuszcza do naszej świadomości to z czym w danym momencie możemy sobie poradzić a resztę zostawia na później. Jeśli jednak uciekając przed jakimkolwiek cierpieniem zamkniemy oczy na coraz natarczywiej dopominającą się swoich praw rzeczywistość, powstrzymamy proces uzdrawiania, a w dalszej konsekwencji stracimy kontrole nad swoim życiem. By stłumić lęk i gniew na samych siebie,  zaczniemy budować pokrętne przekonania pięknie tłumaczące nasze mnożące się błędy i porażki. W końcu może nawet w nie uwierzymy…. Ale nie możesz oszukać swojego serca, idąc ta drogą zawsze będziesz mieć uczucie, ze cos jest nie w porządku, że tylko ocierasz się o prawdziwe życie. Grasz swoją rolę najlepiej jak potrafisz, ale nikt nie klaszcze. To nie przedstawienie jest złe, tylko czytasz co 3 linijkę tekstu. W ten sposób nic nie osiągniesz, a z czasem stracisz wszystko, co miało dla Ciebie wartość, co było wartościowe i piękne w Twoim życiu.

Dedykowane mojej mamie (słowa, których nigdy nie chciała usłyszeć)

Po 3 miesiącach pełnych oczekiwań i zwątpienia doczekałam się odpowiedzi od nowo odkrytego starszego brata.

Na początku wyraził wielką radość z naszej wiadomości i pokajał się, że dopiero teraz odpisuje – nie zwrócił uwagi co ma w skrzynce, mało korzysta z nk.

Ale jak już przeczytał, to tak jak my bardzo chce się poznać i nadrobić stracony czas 🙂 Dowiedział się o nas niewiele wcześniej niż my, ale nie chciał swoim pojawianiem mącić w naszej rodzinie. Dlatego bardzo się ucieszył, że go odnaleźliśmy. Mail był ciepły i wyjątkowo serdeczny.

Jest tyle rzeczy, które chcemy sobie opowiedzieć, a z emocji trudno sklecić jedno zdanie…

Na razie dowiedziałam się, że wygląda jak starszy klon mojego młodszego brata, ma żonę i małą córeczkę. Reszty zacznę dowiadywać się już jutro, zadzwoni do mnie i w czasie spotkań we 3, których zapowiada się wieeele.

Nie wiem jak dzisiaj zasnę, ale tym razem towarzyszy mi bardzo pozytywna ekscytacja.

Update.

Nie mogliśmy się nagadać 🙂 Rozmawiało się po prostu świetnie. Kontynuować będziemy w realu już wkrótce.

Łączy nas przekonanie, że bez względu na to co działo się miedzy naszymi rodzicami, to tylko od nas zależy co zbudujemy między sobą. Możemy sprawić, by było to wspaniałe cenne i tego pragniemy. Trudne tematy trzeba będzie kiedyś poruszyć, ale najważniejsi jesteśmy my i to co między nami.

Chwile niepewności

Po dłuższym czasie potrzebnym do wyjścia z szoku, wyciszenia emocji i podjęcia wspólnej decyzji i szeroko rozumianego dojrzenia do nawiązania kontaktu z nowo odkrytym bratem, kilka godzin temu wysłałam mu wiadomość przez nk.

Może z pięć minut kiwałam się patrząc na przycisk „wyślij”. Po wysłaniu wcale nie było lepiej. Jest druga w nocy, a mnie nosi po mieszkaniu i o spaniu nie ma mowy. Nawet jeśli wiem, że to irracjonalne, że może nie odpisać lub odpisać za kilka dni, to moje życie zmieniło się w pełne napięcia wyczekiwanie.

Odpisze – nie odpisze, czy o nas wie? ile?, chce nas znać czy nie, czy matka nastawiła go przeciw ojcu, nam ? Tak wiele pytań, tak wiele możliwych odpowiedzi…

Narzeczony spytał się czego oczekuję, na co liczę… Nie wiem sama do końca. Myślę jednak, że każdy luźny kontakt z choć wysyłaniem sobie życzeń na święta jest lepszy nić nie znać siebie wcale.

W moim życiu jest luka, która domaga się wypełnienia. Duża ilość pozytywnych uczuć, które chciałaby znaleźć ujście, a jednocześnie wątpliwości, które domagają się wyjaśnienia.

To ja przeforsowałam nawiązanie kontaktu i to zrealizowałam. Młodszy brat się boi. Nic dziwnego, doświadczenie uczy, że każdy członek rodziny to kłopot, więc po kolejnym nie należy się niczego innego spodziewać. Ja też się boję, ale nie chcę dłużej zwlekać.

Dawno jednak nie czułam, że poruszam się tak bardzo po omacku, za jedyne wskazówki mając to kim jestem, w co wierzę. Ryzykując wystawienie tego na ciężką próbę. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie dała Jemu i Nam szansy.

Nieznany bracie, proszę odezwij się…

„U nas panuje stereotyp, że organizacja charytatywna powinna być wdzięczna za każdą pomoc. Bzdura! My nie jesteśmy po to, żeby ktoś naszym i osób potrzebujących kosztem poprawiał sobie samopoczucie. Nie każda pomoc jest cenna. Pomoc nie może poniżać. Jeśli ktoś zaspokaja swoje potrzeby emocjonalne, bo chce poczuć się dobrym, to ja nie zgadzam się, by ktoś taki nam pomagał. Kiedy mówię to ludziom wprost, najczęściej słyszę bluzg. Potem przychodzi zastanowienie i niektórzy wracają – już z konkretną pomocą, a nie ze śmieciami”.

Fragment rozmowy z księdzem Jackiem Stryczkiem, duszpasterzem wolontariuszy odnośnie pomagania powodzianom

Zaskakujące jak trafnie opisuje to moje przemyślenia dotyczące wydarzeń jakie miały miejsce w ostatnim roku: „wpierania” przez rodzinę,  zachowanie mojej już- ex-przyjaciółki, oraz sytuację z domu opieki dla osób starszych, której ostatnio byłam świadkiem. Wszystkie łączy wspólny element – zabrało elementarnego szacunku i życzliwości dla drugiej osoby. Ktoś tak bardzo utknął w wizji własnej wspaniałomyślności, że nie zauważył, że potrzeby osoby drugiej osoby wymijają się z tym, co on robi, a czasem nawet ją krzywdzi.

View full article »

Właśnie dostałam wezwanie na rozprawę rozwodową rodziców – 24 września. Będę musiała nieco skrócić planowane wakacje… ciekawe na ile w ogóle uda mi się wypocząć. Chyba trzeba będzie wyłączyć komórkę.

Cały czas mam resztki nadziei, że stając przed nieuchronnością rozwodu, matka skończy robić sceny i przedłużać ten cyrk, i wyrazi zgodę bez prób udowodnienia całkowitej winy ojca. Ale biorąc pod uwagę poziom jej szaleństwa, jest to mało prawdopodobne.  Zapewne dla niejednego psychologa czy nawet psychiatry obserwowanie jak bardzo można wypierać fakty i tworzyć swoją własną wizję rzeczywistości, może być arcyciekawe. Niestety dla mnie jest szokujące i przykre. Trudno uwierzyć, że można być tak bardzo zaślepionym nienawiścią, by zupełnie nie dostrzegać własnej odpowiedzialności za rozpad małżeństwa. Nie rozumieć, że nie można traktować drugiego człowieka jak ŚMIECIA i spodziewać się, że będzie się na to w nieskończoność godził. Przerzucać na niego winę za wszystkie swoje porażki i spodziewać się, że da się w nieskończoność karać. Być może gdyby z powodu raka ojciec tak namacalnie nie poczuł, że jego czas jest ograniczony, to by działało dalej. Ale on nagle zapragnął żyć – tak normalnie i szczęśliwie. Uwierzył w to, że ma prawo kochać i być kochanym. Przeżyć jeszcze wiele pięknych chwil. I wreszcie odżył. Matka od dawna zamknęła się w klatce niezadowolenia i pretensji. NIC jej nie uszczęśliwia, nie zaspokaja jej wiecznych oczekiwań. Jest jak wielka czarna dziura, która wchłania wszystko co dobre. A jak już wyssie z człowieka całe jego serce, wszystko co w nim dobre i silne, to zaczyna nim gardzić i jeszcze ma pretensje, że tak mało się stara i właściwie to nigdy nic dla niej nie zrobił…

Są tylko dwie drogi – odciąć się, albo dać się zniszczyć.

View full article »

Poczucie abstrakcji

… ostatnio towarzyszy mi coraz częściej.

Dziś dowiedziałam się, że mam starszego przyrodniego brata.  Nie wyszło by to na jaw gdyby nie w amoku walk przedrozwodowych mama nie próbowała wyciągać wszystkich, także starych, dotyczących czasów sprzed ich bytności razem, spraw, byleby tylko ojca oczernić.  Spodziewając się, że wkrótce i nam powie, sam się przyznał. Trochę pewnie też było w tym chęci zamknięcia spraw, zanim wyprowadzi się na drugi koniec Polski, układać sobie życie na nowo. Chyba się spodziewał ostrej reakcji, potępienia. Nic takiego nie nastąpiło. Każdy ma jakąś przeszłość, czasem szczeniacko głupią. Bardziej mnie wkurzyło to, że tyle lat nic nie wiedziałam… niby rodzice chcieli mnie chronić, a tamta kobieta nie chciała kontaktu. Podobno…

Wyszłam ze spotkania z ojcem. Szłam sobie ulicą i przy każdym mężczyźnie w odpowiednim wieku nie mogłam się opędzić od pytania – a może to On??  Po przyjściu do domu siedzę w internecie szukając, analizując dane. Na razie podejrzanych jest kilku.

Muszę jednak przyznać, że po pierwszych silnych emocjach nastąpiło pewne wyraźne oczyszczenie atmosfery. Jakaś część mojego rodzinnego życia została wyjaśniona. Decyzje, wcześniej niezrozumiałe, nabrały sensu.  Wątpliwości, plotki i domysły zostały wyjaśnione.  Nawet jeśli zaraz pojawiło się wiele kolejnych.

Nie wiem czy mój tajemniczy brat wie o moim istnieniu. Nie mam pojęcia, czy byłby zainteresowany kontaktem. Gdyby o mnie wiedział i chciał kontakt nawiązać, pewnie by już to zrobił…

Bliski i obcy… jak cała moja rodzina.

Babcia, która deklaruje, że kocha i jednocześnie grozi, że wyrzuci mnie na ulicę.

Mama, która dla poprawienia sobie samopoczucia, jest gotowa mnie psychicznie zniszczyć.

Ojciec, który niby stara się naprawić naszą relację, a jednocześnie robi to co jest dla niego wygodne – jak zawsze.

Przyjaciółka, która okazała się nią nie być, w chwili gdy potrzebowałam jej najbardziej…

Przez ostatnie miesiące musiałam sobie przedefiniować wiele pojęć, zdecydować bardziej niż kiedykolwiek wcześniej kim jestem i jak chcę żyć. Nie wszystko jeszcze potrafię podsumować, dlatego też moja działalność blogowa zamarła.  Wszystko zmierza jednak ku lepszemu, w mojej osobistej i zawodowej przestrzeni. Jak się uda – na wiosnę będę mężatką, a już od października postanowiłam rozwijać moje pasje robiąc studia podyplomowe. Mój dom jest moim szczęśliwym azylem, w którym pielęgnuję siły by uporządkować te fragmenty życia, które jeszcze tego wymagają.

Wpierw tylko muszę się w tej rzeczywistości odnaleźć. Nazwać ją, oswoić. Znaleźć najlepsze rozwiązania a potem skupić się na ich realizacji.

Ale dziś wiem, że nie wiem nic i na chwilę przestaję próbować cokolwiek zrozumieć.

Ale ten czas leci…

Ani się obejrzałam, a od ostatniej notki upłynęło kilka miesięcy.

I bynajmniej nie jest tak, że nie było o niczym pisać, po prostu inne rzeczy pochłonęły mnie całkowicie.

Od jakiegoś czasu brakowało mi satysfakcji wynikającej z robienia czegoś z ludźmi. Drogi moje i stowarzyszenia, w którym działałam kilka lat rozeszły się już dawno. Poza spotkaniami towarzyskimi ze znajomymi, jakimś ożywieniem wynikającym z  mini warsztatów jakie sobie sami robimy gdzie np. nawzajem uczymy się różnych technik pracy nad sobą (ostatnio miałam wykład o EFT), nic się nie działo.

Tak więc nudziło się babie i założyła sobie gildię…. a potem jeszcze drugą i trzecią 🙂

Moje zamiłowanie do gier różnego typu  jest na blogu znane. Rok temu odkryłam uroki MMORPG i życia gildiowego. Z wypłosza, który na początku bał się nawet zagadać by ktoś go wziął do drużyny, stawałam się powoli doświadczonym graczem MMO. W listopadzie dostałam się na testy closed bety nowej, świetnie zapowiadającej się  gry. Ani się obejrzałam wraz z dopiero co spotkanymi ludźmi założyliśmy gildię. Poznałam kilka fajnych osób i po otwarciu nowego serwera założyliśmy swoją własną gildię. Dawno nie miałam tyle zabawy. Święta tuż tuż, piernik się piecze a my pisaliśmy regulamin gildii, robiliśmy forum, reklamowaliśmy gildię na różnych portalach. Łączyłam swoje umiejętności informatyczne z organizacyjnymi i szybko staliśmy się najprężniej rozwijającą się gildią na serwerze.

Niestety bycie liderem ma też swoje cienie. Ilość chamstwa z jaką się zetknęłam ze strony konkurencyjnych gildii i niektórych graczy odrzuciła mnie od tej gry. Do tego po doświadczeniach poprzedniej gdy, z nigdy nie naprawianymi bugami i item shopem skonstruowanym tak, że w end gamie MUSISZ wydawać OLBRZYMIE sumy pieniędzy by mieć szansę grać, stwierdziłam, że nie mam ochoty  na powtórkę z rozrywki.

Znajomy z gildii zachęcił kilka osób to przetestowania Lord of the Rings Online na 2 tyg. trialu.  Zawsze chciałam grać w tą grę – uwielbiam Tolkiena i klimaty fantasy, ale kiedyś żal mi było płacić abonament gdy nie miałam czasu na regularne granie (teraz ograniczyłam swój pracoholizm 😉 ), potem doszły mnie słuchy, że gra umiera. Okazało się to bzdurą! Serwery pełne, abonament przy korzystnym kursie dolara bardzo przyzwoity. A gra piękna, cudna, dopracowana. Klimat serwera role playing z elfami witającymi Cię po elficku, krasnoludami – rasistami i rozróbami pod Brykającym Kucykiem wciąga mocniej niż bagno.

Za jakość się płaci i jest ona tego warta.

Po przetestowaniu kilku postaci wybrałam ulubioną klasę, zakupiłam pełną wersję gry. Z czasem dołączyło do mnie kilku chłopaków z naszej starej gildii (chłopaków, hm… przekrój wiekowy: 16-34 lata :P).  Bezdyskusyjnie wybrali mnie na liderkę i wszystko zaczęło się od początku.  Znów mogłam się bawić testując różne komponenty, przerabiając na szablon projekt graficzny wykonany przez kolegę (nie robię wszystkiego, każdy w gildii udziela się wg swoich umiejętności). Jednocześnie świetnie się bawiąc na grupowych questach czy też po prostu eksplorując olbrzymi świat gry.

Czasem mam ochotę zatłuc moich panów i gdyby nie moja anielska cierpliwość pewnie bym to zrobiła 😉 jednak bardzo ich  lubię. Razem tworzymy ciekawe połączenie – pełne skrajności, uczące tolerancji a jednocześnie rozszerzające horyzonty. Ile się od nich nauczyłam już rzeczy ważnych oraz ciekawostek, których nie miałabym  okazji poznać gdzieś indziej. Nasz anglista – fanatyk z uporem maniaka poprawia mój akcent. Zawodowy żołnierz uczy taktyki i optymalnego wykorzystania umiejętności różnych klas w walce itp. itd.  Nasze rozmowy późnonocne, często w tematyce damsko-męskiej, dają do myślenia i czasem pokazują różne sprawy z innej strony.

Ukochany zaczyna sobie pogrywać w LotRO, zapowiada, że kupi pełną wersję gry i dołączy do nas.  Choć nie jest takim fanem fantasy jak ja.

Historyjki z gry i życia gildiowego mogłabym opowiadać godzinami. Nie wiem jak długo potrwa ta przygoda, choć myślę, że ma szansę całkiem długo – w LoTRO ludzie grają po 2 lata, a cały czas dochodzą nowe dodatki, rozszerzenia i usprawnienia. Kolega wrócił do gry po 1,5 rocznej przerwie i go wciągnęło. Najważniejsze, że świetnie się bawię.

Zaręczyny

Wydawałoby się w moim przypadku formalność. Jesteśmy ze sobą 4 lata, mieszkamy razem 3. Ustaliliśmy, że chcielibyśmy się pobrać w ciągu 1,5 roku.  Ukochany nie przywiązywał żadnego znaczenia do formalnych zaręczyn, ale mi ich coraz bardziej brakowało. Dziwnie się czułam rozmawiając o planowanym ślubie podczas gdy nie byliśmy zaręczeni, nie mogąc w pełni tego słowa znaczeniu nazwać ukochanego narzeczonym, a partner/mój mężczyzna/mój facet przestało mi wystarczać. Pojawiały się czasem wątpliwości, czy On na pewno traktuje nasz związek poważnie, choć wydawały się głupie, ponieważ jego zaangażowanie i oddanie dla mnie jest naprawdę wspaniałe.  Jednak jak kolega stwierdził, kobitki mają coś na punkcie tego pierścionka na palcu, mężczyźni tego nie rozumieją, ale dla dobra związku nie powinni sprawy bagatelizować 😉

Podczas jednej rozmowy Ukochany przyznał, że nie sądził, że to dla mnie takie ważne, ale akceptuje to.  Wiedziałam, że mogę się spodziewać zaręczyn, tylko nie wiedziałam kiedy 🙂  Pojawiły się bardzo nieoczekiwanie i w jakiś sposób w humorystyczny sposób.

Po kilku tygodniach prawie zapomniałam o temacie i w gonitwie świątecznych zakupów zbagatelizowałam kilkudniową narastającą falę komplementów z Jego strony zakończoną propozycją wyjścia do restauracji. „Tak oczywiście, ale wiesz, teraz nie mamy czasu, może idąc na zakupy prezentowe wpadniemy do knajpki obok?” Trochę zmęczona myślałam o tysiącu rzeczy, w tym o przykrej sprawie, która położyła się cieniem na mojej relacji z Przyjaciółką. A jednocześnie po kilkudniowym przymusowym z powodu grypy celibacie miałam ochotę rzucić się na Niego przy pierwszej sposobności! „Groziło” mi tylko to, że rzuci się na mnie pierwszy ;).  Po obiedzie pobiegliśmy wyręczyć Mikołaja kupując dla domu super zestaw garnków i gadżetów kuchennych – coś dla miłośników pichcenia i jedzenia. Baaardzo zadowoleni z zakupu, po powrocie do domu od razu pozbyliśmy się starych garów.  Chwila odpoczynku z Ukochanym siedzącym obok i postanowiłam swój wcześniejszy – niecny plan wprowadzić w życie.  Ściągam z niego bluzę, już odsłaniam jego seksowną klatę, a nagle on zakłada na siebie elegancką koszulę i zaczyna ją zapinać! Ja – pełna konsternacja i spojrzenie wygłodzonego zwierza – ale czemu??, o co chodzi??  „A bo chciałbym zyskać na czasie i załatwić pewną zaległą sprawę.” Po czym wyciąga pierścionek i pyta czy zostanę Jego żoną…

Ja przez chwilę nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu, a potem się popłakałam. Jakimś cudem wydusiłam z siebie TAK, niczego nie pragnę bardziej,  by za chwilę rzucić Mu się na szyję i jeszcze długie minuty płakać ze wzruszenia w Jego objęciach. Nie poznawałam samej siebie, nie sądziłam, że tak chwila tak bardzo mnie wzruszy. Byłam tak szczęśliwa, że chciałam wycałować całe Jego ciało kawałek po kawałeczku. Do czego też przystąpiłam, jak tylko ochłonęłam ;P

Nie wiem czy ktoś przeprowadzał badania na wpływ zaręczyn na jakość i ilość orgazmów, ale przez cały wieczór nie wychodziliśmy z łóżka i obiecaliśmy, że tak będziemy świętować każdą kolejną rocznicę 😉

A oto i sprawca całego zamieszania:

Baaardzo mi się podoba, jest kwiatowy, subtelny i cudny. Pasuje do moich elfickich sentymentów. Na początku zastanawiałam się czy nie namówić Go by użył oryginalnej kopii Nenyi – pierścienia Galadrieli z Władcy Pierścieni, ale dałam Mu wolną rękę i spisał się pierwszorzędnie 🙂

Kocham i jestem kochana, pożądam i jestem pożądana. Dbam o mojego mężczyznę i czuję się szczęśliwa i dopieszczona pod każdym względem. Może nie ma idealnych ludzi, ale są ludzie idealni dla siebie nawzajem. I choć wiem, że mogłabym się do tylu rzeczy przyczepić, to pytam się po co? i oduczam się wyniesionego z domu krytykanctwa. Ja też nie jestem idealna, ale to jest ok. Grunt, że w Jego oczach to co najwyżej zabawne przywary.  A im bardziej doceniam to do mam i dostaję od Ukochanego, tym bardziej On staje na rzęsach by dać mi więcej 🙂 A ja uczę się trudnej sztuki przyjmowania i akceptacji, że naprawdę na to zasługuję.

A w temacie zawodowym przerabianie tematu pt. przyciągam klientów, którzy chętnie i szybko mi płacą za moją pracą, zaoowocowało, że zamiast kilkutygodniowych obsuw  jak przez ostatnie miesiące, mam już 2 klientów, którzy praktycznie wciskają mi pieniądze w łapki, czasem na długo zanim zacznę w ogóle dla nich pracować!! To mi się podoba i tak trzymać 😀

Kultywując zdrowy egoizm

Ostatnie tygodnie, a nawet miesiące, pokazały mi jak duży mam problem z poczuciem winy i zobowiązania wobec mojej rodziny. Lata tresowania, że moje potrzeby i uczucia nic nie znaczą, natomiast ICH są święte. Przymus biegnięcia na każde zawołanie, skakania wokół zranionego ego rodzica, głaskania po główce. I niech nawet na myśl mi nie przyjdzie cały czas i energię skupiać na SWOICH celach, przyjemnościach. A co dopiero drażnić rodzicielkę czy ojca, tym, że układa mi się lepiej.

Po całym dzieciństwie takiego traktowania sama zaczęłam siebie pilnować. Każde dbanie o swoje interesy i uczucia, gdy rodzicom jest przykro (bo nie spełniłam ich oczekiwań, a niekoniecznie zrobiłam coś złego) kończyło się poczuciem winy, samokaraniem się – sabotowaniem swoich sukcesów, w najlepszym wypadku ciągłym potykaniem się, kaleczeniem za każdym razem gdy coś kroiłam, „przypadkowym” niszczeniem i gubieniem ukochanych przedmiotów.

Trzeba było  końcu coś z tym zrobić.

Na początku przez kilka tygodni pracowałam nad afirmacjami typu:

Jestem w porządku gdy jestem wolna od presji mojej rodziny.

Jestem bezpieczna niewinna i w porządku kiedy olewam presje mojej rodziny.

Ja Agnieszka jestem całkowicie uczciwa wobec …. kiedy uwalniam się od zobowiązań wobec niego/niej.

Bóg uwalnia mnie od wszelkich zobowiązań wobec ….

W efekcie przestałam czuć przymus ulegania presjom i oczekiwaniom, ale poczucie winy i wstydu zostało. Wręcz wypełzło z głębi mnie, pokazując swoją narastajacą latami siłę.

Czułam się jak śmieć, całkowicie bezwartościowa osoba. Musiałam się zmierzyć z poczuciem niegodności na najgłębszym poziomie, całkowicie podważającym moje prawo do istnienia. W końcu żyłam dla mojej rodziny, byłam „dobrym człowiekiem/córką” gdy wszystko było im podporządkowane… i nagle przestałam . Życie dla samej siebie wydawało się całkowitą abstrakcją.

Na szczęście na warsztatach przerabialiśmy temat uwalniania się od bycia ofiarą i choć przeorał mi mózg, to wiele mi uświadomił i pomógł pójść do przodu. Zrozumiałam, że dopóki czuję się nie do końca w porządku zajmując się własnych życiem, dbając o siebie, będę walczyć z moją rodziną o prawo do tego. Próbować ich przekonać, że to jest dobre, wkurzać się na ich presje i pokazowo robić po swojemu. Zatrzymam się na poziomie buntu, zamiast spokojnie robić swoje i iść do przodu. To się właśnie działo.

Czasem w afirmacjach ważne jest trafne sformułowanie, a jednocześnie dobranie kilku w jednym temacie, by przerobić go ze wszystkich stron.

Teraz pracuję nad:

Ja … jestem całkowicie niewinna i w porządku kiedy nie spełniam oczekiwań moich rodziców/babci.

To niewinne i w porządku, sprawiedliwe i słuszne, gdy wybieram moje szczęście, zdrowie, bogactwo i spełnienie, bez względu na to jak żyje się moim rodzicom.

To niewinne i w porządku, sprawiedliwe i słuszne, gdy cieszę się swoim życiem i całą energię i swój czas skupiam na realizacji moich marzeń i celów, nawet jeśli moi rodzice męczą się, cierpią i chorują.

To niewinne i w porządku, sprawiedliwe i słuszne, gdy jestem szczęśliwa, radosna i zadowolona, nawet gdy inni cierpią

To niewinne i w porządku, sprawiedliwe i słuszne, gdy żyje mi się łatwo i szczęśliwie.

Zasługuję na miłość, szacunek i uznanie gdy jestem radosna, zdrowa, bogata i szczęśliwa.

Zasługuję na miłość, szacunek i uznanie gdy z pełnym zaangażowaniem realizuję moje cele i marzenia.

Do tego kilka sesji regresingu, gdzie przerabiałam decyzje, że rezygnuję z bycia sobą, realizowania swoich marzeń, by mnie rodzina wreszcie zaakceptowała. Wyobrażenia, że ich poglądy, sposób widzenia świata jest lepszy od mojego, że zawsze mają rację. Różne sceny nadużyć wobec mnie w dzieciństwie, przekraczania moich granic.

Z każdym dniem czuję, że mam coraz więcej energii. Aż żyć się chce!

Babcia próbuje wbić mnie w stare schematy np. dzwoni „tata pobił mamę, masz natychmiast przyjść i zająć się mamą, ona jest taka biedna i chora…”. Oczywiście wiem, że pewnie parę godzin chodziła za nim i wbijała szpile by go rozdrażnić, może chwycił ją za rękę, może popchnął.  Damskim bokserem nie jest, ale też nie panuje nad sobą w chwili złości. Mama dostała to czego chciała, kolejną scenę udowadniająca, że on jest taki zły a ona biedna skrzywdzona. Babcia dołączyła się do akcjo rozdmuchiwania sprawy do jakiś absurdalnych rozmiarów. Wieczorem rozmawiałam z bratem, śmiał się tylko, że ciekawie do kogo jeszcze dzwoniły i przekonywały jaka to zbrodnia się stała.

Oczywiście odmówiłam, ale nadal czułam emocjonalna reakcję i przymus uzasadniania swojej decyzji. Czyli jeszcze sporo pracy mnie czeka nad afirmacjami.

Podobno ojciec ma się dzisiaj wyprowadzić. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Mój brat szuka jakiegoś taniego mieszkania na wynajem. Niedługo mama zostanie sama w wielkim domu. Ciekawe czy coś wtedy do niej trafi, czy okopie się w swojej wizji świata. Jak tata zniknie z jej życia, rolę tej podłej przyjmę w 100% ja. Tym lepiej bym czuła się w porządku ze swoimi wyborami i uczuciami.